Klaudia Pieszczoch – Kalambury (cz. 1)
W tamtym czasie było nam bardzo duszno. Wychodziliśmy z domów wcześnie rano, z ciałami już rozgrzanymi sprawdzaniem pogody, szorowaniem pięt, wyciskaniem owoców, poprawianiem narzut na kanapach, przekładaniem jedzenia z pojemnika do pojemnika i innymi czynnościami, w które popadaliśmy. W ciągu dnia temperatura stopniowo rosła. Praca pracą – najpierw trzeba było do niej dotrzeć, po drodze …