moja złośliwość
udajesz wiatr albo zasłaniasz mnie
cherlawą piersią od podmuchów
twoja metka pod szarą kratą
jest prawie czarna
ideałem jest całkowicie przepocony napis HM
pokój dla baletmistrzów
waruj tu
w nim cię trzymam
na uboczu z dostępem do okna
daleko od obcych twarzy
aplikuję trochę wody strzykawką
bierzesz parasol
robiąc z tego problem
i zostajesz
potem uciekasz myślami do królowej
wszystkich uzależnień
zmarszczonej i żwawej
matki
mieszkanki parteru na kurzej łapce
oby ci było dobrze u niej na śliskim parkiecie
Wszak to Witkacy mawiał: Pokaż mi twoje wycinki,
a powiem, kim jesteś.
wyznania nosiciela
„Widzisz go, taki mały, a bryka”.
Czy mam o niego dbać,
czy zaniedbywać czynnie?
Czerwone światła na zewnątrz
podpowiadają jak wysoko unieść kadłub
i wzlecieć nad własną marnością.
Zasuszony pan potwierdza,
że po osiemdziesięciu czterech latach życia
nie jest łatwo słuchać płaczu mężczyzny-dziecka.
„Czy to ja mam wciąż przypominać,
że długopis starczy na jeden dłuższy wiersz?”
Pilnuj tego chłopie. Inni czekają w kolejce.
Czekanie obdziela wszystkich po równo.
Czekanie ma nawet twarz chłopca
upstrzoną piegami i ciągle zbyt młodą.
Na ósmym piętrze
Centrum Onkologii
nerwowo gwiżdże tylko wiatr.
Stary samochód….
znaleźliśmy ten stary opuszczony samochód w zaroślach rozbity
znów pojechaliśmy sześćdziesiąt kilometrów na godzinę do Kalifornii
po drodze zabieraliśmy autostopowiczów
głodnych, rannych, biednych, szczęśliwych
spragnionych miłości
(czy któryś z nich miał w ręku piłę spalinową?)
figi o tej porze roku pękały już i spadały
żółte czerwonym wnętrzem zawadzając o nasze zęby
nasiona rozwierały szczęki i nurkowały w ziemię
wystrzeliwały w deszczu smukłymi hologramami drzew
marząc o nowym życiu
Vikki (bo tak zwała się ona lub on):
„nie rozumiem cię przybłędo mojego serca i uniesień
zanim zagłębisz się w moje ramiona
co nie nastąpi szybko
nie pokona nas żaden potwór ani nie zwiedzie
żadna bajkowa syrena ani szaleniec-podróżnik”
chcesz być bohaterem? nauczę się twojego języka
od nowa, popłyniemy przesmykami między skałami co śpią
popłyniemy podaj mi swoją dłoń
nie mów do mnie językiem który rozumiem od dawna
chcę – pragnę pogrążenia w marzeniach
mów do mnie sześćdziesiąt kilometrów na godzinę
pogłaszcz mnie całą i osobno i po kolei
i doprowadź kamienistą wąską ścieżką
Annie Lennox wróć
Nalegają te płyty na ciągłe puszczanie się. I Bush i Savage
odkrywane na nowo,
około 24:00.
Wino dotrzyma kroku, nie wątpię.
Młode i głośne, spłaszcza grzbiet w żyłach.
Twardy ebonit nie do zagięcia, starej daty. Użycza pięknego
tonu i głosu.
Przeszłość Annie wychodzi jak na dłoni. Nieudacznie podchodzę, chcę pomóc. Ucieka na wzgórze, niewidoczna w nokturnie Whistlera.
Po co dociekam, skoro zostawiła
pusty futrzany płaszcz.
Skończyła pić i wyszła. Kochała i nie wróci
tak szybko.
Księżyc-spowiednik przykrywa dyskretnie
powieki w grubych łzach.
dla zdrowia psychicznego
dosyć szczupła
omówiła szczegóły telepatycznie
przykucnięta nad kałużą
artystyczną duszą postawiła do pionu
tonące zapałki
czerń rurek w dotyku jak skóra
i posmutniałem z tęsknoty za
żabimi udkami i jaszczurkami
z nagich kąpieli w Borach Tucholskich
sobotnim rankiem
pół baru dla siebie
z opcją Wi-Fi
na sesji kanapowej
poprosiła o zdjęcie penisa
Jim Morrison
zniewieściały Paryżem
od pasa w górę już przy kości
patrzył karcąco z plakatu
wyjąkałem koślawo
dlaczego gonię za antytezą legendy
„nie wywijam batem bez sensu
nie zostawiam śladów na skórze”
już mogę żyć według własnych zasad
Ilustracja: Aga Gójska
Aga Gójska – ilustratorka i animatorka. Współautorka komiksu „Tak, super!” i „Prace i robótki”. Prowadziła projekt animacji zmysłowej „Brzuchomówcy”. Współtworzy kolektyw komiksowy Dream Team, prowadzi warsztaty, ilustruje między innymi dla „Świerszczyka” i „Zeszytów komiksowych”.