Dzień pierwszy: Nic
Pech nie spuszcza go z oka. Podanie, strzał, słupek.
Oni: ręce w dół. A on? Z określeniem z boisk,
wyłożonych asfaltem, trawą, cegłą, piaskiem –
i tym, na czym się ślizga, i tym, bez czego gra
nieuchronnie stacza się w stronę żalów, krzyków,
czyli do stanu ducha, a nie stanu mięśni,
aż zła krew bije w czoło, w czole i za czołem –
zupełnie mu do twarzy: i „lucky”, i „loser”,
zbite w pstrokatą całość, ku zdziwieniu dzieci
mienią się od znaczeń spoza pola karnego.
Szczęśliwy, nie ma co do tego wątpliwości.
Przegrany? Z pewnością tak. Ze skrajności w skrajność.
Wynik: nic do niczego. Z obu stron to samo:
nic wycierane z kurzu, nic słów, nic poza nim,
nic złości, nic – z filtrem, na sofie, w końcu w niczym.
Niby nic, a z dnia na dzień tyle o nim myśli.
Ilustracja: Aleksandra Komsta
Urodziła się w 1994 roku. Pochodzi z Lubelszczyzny. Wychowała się w okolicach uzdrowiska Nałęczów. Tworząc szuka na wielu polach. Malarstwo i obiekt są jej bliskie, ale najlepiej opowiada rysując. Interesują ją sprawy na granicy przeoczenia, losy ludzi i przedmiotów. Studiuje malarstwo na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu, ma też za sobą doświadczenia związane z kognitywistyką i filologią angielską na Uniwersytecie Warszawskim. Działa w autorskim projekcie muzycznym, gdzie pisze teksty i komponuje. Chętnie sięga po wiersze afroamerykańskich poetek, literaturę japońską i amerykańską.