arbuz
był upał my i autobus przyklejał się do koperty drogi jak znaczek
biała bawełna koszulek len spodni rozkwitały na siedzeniach
gdzieniegdzie wyzierały kwiaty panam szeleściły skrzydła gazet i czasopism
a ty powiedziałeś do mnie:
arbuz to krew lata i widzę jak na szarej podszewce wyschniętych pól
zwija się w kule zamyka się w futerały
chcę uwiecznić się na tle naszego południa –
tej sawanny z zielono-czarnymi ciałami owocowych zebr
wyjść nie można zostać – odpowiedział kierowca i włączył radio na cały regulator
w jałcie kupiliśmy arbuz i było tam dużo ciemnych nasion
i to już ja powiedziałam do ciebie:
patrz – to negatywy z twoich zdjęć tam – na drodze
ryga – kijów
kierowcy rękami nie zaczepiać!
napisane jest wewnątrz autobusu ryga – kijów
tylko kłaść tulipany przed postumentem jego kabiny
tylko robić szkice i gipsowe odlewy spojrzeń
troskliwa jak kołdra stewardessa przyjmuje nas na pokład i mówi:
zadeklarujcie wszystkie swoje wspomnienia o tym kraju
powyżej trzech – wywozić nie można
policja moralności obwącha każdego owczarkami swojego chamstwa
wejdzie we wszystkie szczeliny
moje przemycone wspomnienie zamilkło między więzadłami głosowymi
jak kontrabanda pod kołem zapasowym ogromnego tira
ale kiedy jest noc i pod nim jedwabniki reflektorów
wysnuwają pas drogi to nieważne jak bardzo by oniemiało
mogą je nakryć
czy wytrzyma tych kilkaset kilometrów tranzytu
żeby potem jak maratończyk upaść na szary papier
z zapieczętowanymi surowicą ustami
i zwycięsko wypuścić z powietrzem bukiet krajobrazów
i twój nieuchwytny zapach?
***
cień myszy trzęsie się ze strachu za twoim uszkiem
jego serce bije tak szybko
nad brwią ciepły kot umościł się w kłębek –
słoneczny promień
i wszystkie drzwi są zamknięte jak w cudzym mieście
i trochę wyobcowane jak w warszawie
śpi twoje serce jak serce chopina
w grobowcu jakiegoś wewnętrznego kościoła
do którego mi nie można
ale ty wciąż czekasz na mnie siedząc w parku
jak na jakiś zagubiony bagaż
nerwowo czytasz czasopismo i zerkasz na mrówki
strzałek które troskliwie przenoszą białe jajeczka sekund
do jakiegoś ogromnego tylko im znanego mrowiska
kiedy spotykamy się – nasze pustki w środku
zarastają jak przeręble
słyszę tylko szumienie nurtu
dźwięczne przedmieścia
dźwięczne przedmieścia miasta ż
jak sztućce
moja kolej na 13 osób
z zimnymi widelcami szyn
albo
jak linijka w plecaku pierwszoklasisty:
zawsze mało
i zawsze połamana
zamach na tę ciszę
między stacjami jest udany
łapię największy jej kawał
gdzieś między polem a lasem
lasem a polem
i oto ostatnie ostrze cykady
ociera o głowę maku
i on opada
jak głowa jana
a stara kolej lęka się
ciebie mnie i naszych zamachów
ucisza się
dusi się
i wchodzi w wieczorną arytmię
cegły się skończyły
rozhuśtywaliśmy te schody
jakby nie chciało nam się ich doczytać
i gdzieś na czterdziestej siódmej stronie
ktoś wypalił że cegły się skończyły
a w drzwiach zepsuła się klamka
więc jednak zostaliśmy nieprzeczytani
w tym świecie ostrych sklepień
i ław – drewnianych gilotyn
od których potargane głowy
kupidynów porozlatywały się po ścianach
jeszcze i kogucik na obcasie baszty
ochryple grrrasejowo
wykonał rewerans
kościół kartkę zagiął
jak schodek
park hydr
w tych zimnych celach których dogląda zima
drewniany krucyfiks akacji cicho szeleści
pustymi strączkami naszych głosów
zapomniane przez ptaki gniazda – potargane trawy –
kilka czyichś włosków ciemnych jak cygańska krew
listek porzeczki i białe plamki szczęścia
zza pagórka widać miasto: jego aluminiowy durszlak
przepuszcza przez swoje otwory przestrzeń
o tu przez wycięcie budynków
widać pobudzony i ciepły komin EC
tu jar odkrywa krzaki
tu hydropark biały z trudem szkleje
jak graniasty kryształowy wazon w kredensie babci
tu ty karmisz z rąk wiewiórkę która łapie
orzechowy móżdżek jesieni i chowa pod śnieg
w mokre igliwie i piasek
leksykon
słowa to szklana kapsuła w oceanie świata
to aureola nad rzeźbami świętych w półpustej świątyni
haczyk autobusowej rozmowy na który łowię się chętnie
kamień reprymendy który utyka w splocie słonecznym
namolna mucha starczego mamrotania
ping pong dowcipu
słowa – bezimienne dzieci – nowicjusze
podnoszący kielich narzeczonym
śpią w sierocińcach słowników
i budzą się mokre od snów o mamie
podróżują na kolejowych półkach rozmówek
w weekendy rodzinami i w pojedynkę odwiedzają
stadiony tezaurusów i teatry ars poetica
żyjąc na stronach menu nigdy nie kosztują
wszystkich tych potraw
rozmnażają się wegetatywnie: poprzez korzenie i listki
anioły
ale słowa to i głęboki otwór wychodka
do którego wszyscy wstępują
lepkie maty do ćwiczeń w przesiąkniętej
gumą i ludźmi sali gimnastycznej
balonówka z tylnej ścianki szkolnej ławki
polityczne i reklamowe proklamacje
ogłoszenia o aborcji
raport patomorfologa
ptu pzu czk pkb bhp ss
i tak od pierwszego przebiśniegu krzyku
do ostatniego białego motyla śmierci –
Z języka ukraińskiego przełożyła Aneta Kamińska
Wiersze pochodzą z książki:
Julija Stachiwska, Wszystkie możliwe rzeczy, przeł. Aneta Kamińska, Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu – Miejskie Centrum Kultury, Poznań-Bydgoszcz 2019.
Aneta Kamińska (1976) – poetka i tłumaczka poezji ukraińskiej. Urodziła się w Szczebrzeszynie, pochodzi z Zamościa, mieszka w Warszawie. Skończyła filologię polską na Uniwersytecie Warszawskim, pracuje jako metodyczka i lektorka języka polskiego dla cudzoziemców. Autorka tomików: Wiersze zdyszane (2000), zapisz zmiany (2004), czary i mary (hipertekst) (2007), autoportret z martwą naturą, ostatnie wiersze nazara honczara napisane przez anetę kamińską (2018) oraz więzy krwi (2018). Wydała wybory przekładów wierszy: Nazara Honczara Gdybym (2007; przekład wspólnie z Andrijem Porytką), Hałyny Tkaczuk Ja ta inszi krasuni/ Ja i inne piękności (2011), Chrystii Wenhryniuk Dowhi oczi/ Długie oczy (2013), Borysa Humeniuka Wiersze z wojny (2016), Lubow Jakymczuk Morele z Donbasu (2018), Julii Stachiwskiej Wszystkie możliwe rzeczy (2019), a także trzy autorskie antologie: Cząstki pomarańczy. Nowa poezja ukraińska (2011), 30 wierszy zza granicy. Młoda poezja ukraińska (2012) oraz Wschód – Zachód. Wiersze z Ukrainy i dla Ukrainy (2014). Współtłumaczka antologii: Portret kobiecy w odwróconej perspektywie. 12 poetek z Czech, Słowenii i Ukrainy (2013), Komiks wierszem po ukraińsku (2015) oraz Listy z Ukrainy (2016). Stypendystka Ministra Kultury (2008, 2013).
Ilustracje:
Marta Bystroń
Marta Bystroń tworzy obrazy, ilustracje do książek i publikacji niezależnych, a także projekty graficzne. Od 2015 roku publikuje regularnie humorystyczne ilustracje na fan page’u Obrazek na dziś (www.facebook.com/MartaBystronObrazki).
Autorka zinów: Różowa sukienka, Okno Putina, Visions, Niewidzialne Przeszkody, Robale (#1, #2, #3) oraz redaktorka 1zine (antologia z gościnnym udziałem różnych twórców).
Portfolio: martabystron.pl