dogma
pierwsze było łamanie wody a ona robi dużo hałasu
to burza a burza wie wszystko słowa kwitną makiem
w ciemności gęstszej od tafli widać tylko fragmenty
później było już tylko teraz bo przeszłość odbiła się w oku
do trzech razy szukam mowy tego o czym tańczą słowa
będą takie morza że tylko topić włosy w obronie ciszy
echo jako punkt wyjścia
cały smak zdjąć z języka a deszcz niech opłucze kamienie
przychodzi melodia zdolna obrócić się w słowo coś żywego
świat zagęszcza się bóg jest dusza jest żyły płoną i przyjdź
dzielę rybę i brnę
przez starą rzekę bo wierzę w swoje nogi
dzień otwiera się ze skorup pierwszego dźwięku
śpiewa woda a to o czym błyszczą oczy ma temat brzegów
jest w tym jakaś sprzeczność ale pełna ciała
kraj oka
na biały obrus kruszymy pokarm
mamy puste ręce i wrażenie że są przestrzenią (muzyką
litością) ołtarza
popiół spalonych drzew bolly
wood czarny od śmierci dęby mają sęki pełen jest las
a my kładziemy ręce (są przestrzenią) na obrus
składamy ofiarę z ducha i mówimy językami
biały kruszymy pokarm wrażenia zatykają pory
twoje włosy jasne i pełne jak bańki na mleko
synogarlica (ma na imię
t e r a z) przyniosła głodne rośliny
białe noce wypełnię ciemnością gęstszą od czasu
zabawa w pochowanego
lato było śmiałe a czereśnie pękały od światła
schodziła ze mnie skóra i lepiej rozumiałam jego krew
lubiłam jej słodycz biegać kwitłam nocą co dobra jak chleb
moje włosy jaśniały liczyliśmy je
spłynęły wodospadem napełnił nimi stągwie
zamieniliśmy je w wino piliśmy wieczorami
światło spójne
geometria fal co mnie budzi tłum porusza się w próżni
tańczy a to mi w sercu zakwitło wrzosem i wrzaskiem
otwieram oczy większe od planet widzę tabernakulum
miasta bez tła peryferii chcę ten obraz zdjąć z oczu i
wiatr niech zniesie horyzont bo cień jest zazdrosny o czas
cień jest z konfliktu światła i nocy cień jest podobny do dymu
larwy wychodzą nam z płuc by stukrotne dzięki zanieść do
słońca sól w nasze mięso światło z solnej lampy światło
zbliżasz się po mlecznej drodze z piersi pełnej pożywnej bieli
Kronos, Kairos i burza
„patrzę w przestrzeń czyli w czas i trzymam kciuki
na koronce. słowo stało się zgodą i ciałem
(koraliki
pachniały różą)
przy pierwszej komunii razem z rowerem dostaję
lanie bombonierkę i tamagotchi
cała alba pachnie ogrodem (lat
9)
dziś wszystkie sukienki pachną ziemią (lat
25)
woń ciągnie się jak rozprute prześcieradło
a źrenice są większe od nieba
wraz z wiekiem zmieniłam kolor zyskał barwę
czystość zmieniłam na karmazyn
już dawno wyrosłam. (z) a(l)by
zachować fason wciąż noszę sukienki”
różowe trójkąty 2.0
poziom męstwa określa skala krzyku
pamiętaj synku jesteś tarczą
sterem białym żołnierzem
nosisz spodnie więc wpierdol
jesteśmy białą rasą białą siłą
na białku na białym koniu na białym
z okazji dnia lamusa zapal na torcie race
husaria nadchodzi tęcza
płonie babilon płonie
płoną nasze polskie serca w nich bozia
płonie że wstydu nie masz
tu się zaczyna polska tu się kończy godność
patrzył w przestrzeń czyli w czas
lato było śmiałe a czereśnie pękały od światła schodziła
ze mnie skóra i lepiej rozumiałam jego krew lubiłam jej
słodycz biegać kwitłam nocą co dobra
jak chleb moje włosy jaśniały liczyliśmy je (spłynęły
wodospadem) napełnił nimi stągwie zamieniliśmy je
w wino piliśmy wieczorami
woń ciągnie się jak rozprute prześcieradło
a źrenice są większe od nieba
wraz z wiekiem zmieniłam kolor zyskał barwę
czystość zmieniłam na karmazyn
już dawno wyrosłam (z) a(l)by
zachować fason wciąż noszę sukienki
anielski orszak anielski pył
dotychczas myślałam że palenie szkodzi zdrowiu
po twojej kremacji zmieniłam zdanie
la petite mort
śmierć (kto widział od takiego słowa zaczynać wiersz?
Rafał Wojaczek
najpierw była mała późnej urosła jak mi
zakwitniesz niepotrzebnie śpiewałam
kołysankę szybko pożałowałam piosenki
bałam się że nie jestem trawą bałam się że zaświecę
chwasty wysoko ponad pszenicą więc się nie boję
to jedyne co zostało po małej duża zasiała
popłoch duża dojrzewa pod ziemią na niej
czarne orchidee zasadziłam kwiaty
dzisiaj brak mi pieniędzy i woli ale mam
kilka anegdot czyste ręce wolność i wonność
rodzi muzykę nadaje zapach dużej na jego
ciele wspina się robak karmię go jabłkiem
podobno włosy rosną nawet umarłym
dopóki nie widzę
co z oczu to z serca dlatego chcę być ślepa
wyłupię sobie patrzenie będę słuchaniem
będę audio będę online będę ikoną
na pulpicie twojego telefonu patronką messengera
poszukamy zasięgu pole moich dłoni nie łapie wifi
hektary braków zrywają połączenie
connecting people in impossible
11 lat nie ma ryby moje imię błąd sieci
jestem z wody ty ją mącisz i ona jest większa
odzyskałam oczy widzę czego nie słyszę
zamiast krzyża zawiesiłam na ścianie motyle
jutro kiedy ruszymy z trzecią nogą do widzenia
do jutra będziemy wolni wszystko nam się uda
policzki żebra uwierzysz we mnie jak w ciała
zmartwychwstanie przejdziesz po wodzie
spuchnie mi w brzuchu twoje podobieństwo
Ilustracje: Marta Bystroń
Marta Bystroń tworzy obrazy, ilustracje do książek i publikacji niezależnych, a także projekty graficzne. Od 2015 roku publikuje regularnie humorystyczne ilustracje na fan page’u Obrazek na dziś.(www.facebook.com/MartaBystronObrazki).Autorka zinów: Różowa sukienka, Okno Putina, Visions, Niewidzialne Przeszkody, Robale (#1, #2, #3) oraz redaktorka 1zine (antologia z gościnnym udziałem różnych twórców).
Portfolio: martabystron.pl