(pisklęta)
pamiętasz siostro jak próbowałyśmy ocalić chore pisklęta?
dawałyśmy im imiona ciepło kaflowego pieca czułość dłoni
wkładałyśmy w usta krwawnik i pokrzywy
umierały ale nigdy nie widziałyśmy ich zimnych ciał
chował je ojciec
obok grobów kociąt starego psa i kur którym jastrzębie wyrwały dusze
wiesz gdzie jest to miejsce?
ojciec milczy o nim
tam skończą się nasze historie
(poznanie)
rozpoznajemy w naszych zwierzętach choroby po imieniu
przywołujemy podchodzą od strony lasu ciemne mętne źrenice
jak u dotkniętych złym wilków jeszcze niewidoczne
dla dłoni jeszcze niedostępne dla oczu
precyzyjnym ostrzem jak siekierą zabierają
po kolei
bosymi stopami wchodzimy w pobożny rytuał
budzimy się nadzy bez obcych pożyczonych skór rozkładających się
poranionych ciał
już nic nie odróżnia nas od piskląt
jesteśmy tylko drżeniem
(prawo lasu)
prawo tego miejsca jest proste
ciała należą do ziemi wyłowione spod kry złe
sny rzeki dusze kur jastrzębi
próbujemy przełamać różowy opłatek karmić
hostią zwierzęta wyrwać ze szponów tego kręgu choćby
przez pierwszeństwo cięcia choćby przez pierwszeństwo
krwi jarzębatkę zanosimy do gniazda już zamgloną ciepło
szybciej uchodzi z ciała niż ręka dotyka noża
pamiętaj co zabiera las to lasu
(szczepienie)
dopiero gdy światło dotyka ran
widzimy blizny na gruszy jak ślady
po szczepieniach na naszych chudych ramionach
zakorzeniają się rosną z kruchymi ciałami
jesienią znów zrozumiemy sens
nacinania skóry kory nadgarstków głęboko
za tłuste lukasówki ciężkie klapsy
drobne ulęgałki
namaszczamy nienarodzone
chłodem szczepimy ziemię przyjmujemy obce
(najświętsza)
obserwujemy obiegi rozcięte
palce kładziemy na języku z ran płynie
krew miesza się ze śliną krzepnie
powoli zastyga w ciepłym ciele wchodzi
w jego szczeliny wnika w strukturę
na cierpkie usta przychodzą nam słowa o najświętszej
krwi która wytrysnęła z przebitego brzozowego
boku jak woda jak nasza ślina podobno ma moc uzdrawiania
ziemia wciąż krąży pochodzi pod
krawędzie pod opuszki wciąż nieuleczonej ze śmierci
skóry wsiąka w kruche miejsca blizn zamyka w krwiobiegu prochów
dzieli pomiędzy nas nierówno
niesprawiedliwie
Ilustracja: June Michalczasso.
June Michalczasso – Absolwentka Architektury Wnętrz krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych i tegoroczna absolwentka Katedry Mody na warszawskiej ASP. Projektuje ubrania, ale najbardziej uwielbia projektować tkaniny. Maluje dziwne obrazy, których nie lubi, i bazgrze rysunki, które kocha.